
nie przypuszczałam, że mogę śnić
ale nadal nie potrafię odbierać snom znaczenia
ten sam koszmar rani jeszcze mocniej
i bezustannie ma twarz Zahry
staję przed Bakerem i kolejnymi wyborami
patrzę mu prosto w oczy
jest wytrawnym graczem
a jego wytarte przez lata karty mają moc
większą niż ktokolwiek mógłby przypuszczać
ale moje dziedzictwo, to nie tylko krew
to także decyzje
ta przychodzi z dziwną łatwością
bez żadnego wahania
gorycz osładza jedynie
cień ciepła w spojrzeniu
łudzę się, że ogarnie on Tima
którego cicho zostawiam
w krzyczącej pustce jego mieszkania
znajduję w podziemiach
kolejny wrzask samotności
ale tam też nie ma dla mnie miejsca
więc jestem tam,
gdzie wszystko się skończyło
gdzie wszystko się zaczęło
zatrzaśnięta
między światami