
Detroit rozpościerające całą swą przyszłość przed naszymi oczami
Śmiech, dotyk i kradnąca zmysły namiętność
Znieruchomiała w światłach samochodu sylwetka w białej marynarce
Skok, chrzęst rozrywanego metalu, bryzgająca krew
Mary Elizabeth wygięta w łuk z odrzuconą w tył głową
Kawałek drewna sterczący z jej klatki piersiowej
Białe obcasy wbite w nadgarstki
Przerażenie sprowadza wszystko do sekwencji obrazów
Moje palce szukające jej dłoni
Moja dłoń wyszarpująca drewno z jej ciała
Moje ramię odpychające na oślep
Magia koloruje zastygłe obrazy
Krew wypalająca czarne, nieskazitelne piersi
Jasne dłonie z drobnymi piegami stające w płomieniach
Moja krew jak chmura w powietrzu
Ból, rozkosz, szok, ból…
Śliskie gorąco na udach
Wszechogarniające zimno
Dlaczego przepraszasz mnie za jutro?
Zostało nam dziś tyle niedokończonych spraw
Przyszłości rozlanej czarną plamą dookoła mnie
Obrazy wypalają się przed moimi oczami
zmieniając w popiół wszystkie wspomnienia
Zapach domu, ciasta, tytoniu i wiśni
Zapomniane tęsknoty ożyły nagle
I zgasły